niedziela, 28 czerwca 2015

'Co mam zrobić, żeby wreszcie zacząć mówić po angielsku?'



Na początku każdego kursu zawsze pytam uczniów czego ode mnie oczekują. Pytanie przeważnie na chwilę wywołuje konsternację, a potem 8 na 10 osób zawsze powie, że chce wreszcie zacząć mówić.
Sprawa jest zrozumiała. Ale jakże skomplikowana. 
Największym problemem dla mnie jako nauczyciela jest brak świadomości słuchaczy w kwestii przyswajania obcego języka, a problemem większości szkół, brak takiej świadomości u nauczycieli. Jak wytłumaczyć, że ktoś dogaduje się bezstresowo kończąc kurs na poziomie podstawowym, a ktoś po 10 latach nauki jest ledwo w stanie powiedzieć kilka zdań o sobie?

Mówi się wiele o braku indywidualnego podejścia do ucznia w szkolnictwie i dlatego dużo osób zapisując się do mnie na kurs nie chce nawet słyszeć o zajęciach grupowych, bo przy przeważnie negatywnych doświadczeniach ze szkoły podstawowej, liceum czy studiów, panuje ogólne przekonanie, że zajęcia indywidualne mają zdecydowaną przewagę. Prawda czy nie?
Otóż, oczywiście wiadomo, że każdy z nas jest inny (przepraszam za taki frazes), ale nauka języka przebiega w taki sam sposób u wszystkich. I kończy się sukcesem w momencie gdy zaczynamy rozumieć, co się do nas mówi i potrafimy odpowiednio zareagować. Dlaczego niektórym zajmuje to więcej czasu niż innym?

1. Motivation (motywacja)
Tego punktu właściwie nie trzeba tłumaczyć. Tempo nauki grupy biznesowej przygotowującej się do egzaminu wymaganego przez pracodawcę jest o niebo szybsze od grupy licealistów, mimo, że teoretycznie ta druga ma większe predyspozycje. Jak słyszę, że ktoś zamierza uczyć się 'dla siebie', bez żadnego konkretnego celu, to cieszę się bardzo, ale jednocześnie wiem, że taki ktoś, pracująca mama, czy tata, zawsze będzie miał milion ważniejszych spraw do zrobienia niż rzucenie okiem na ostatnią lekcję i będziemy się 'bujać' bez końca. Też uczę się innych języków, też się 'bujam' i czekam aż spłynie motywacja, żeby wziąć się w garść.

2. Self-esteem (poczucie własnej wartości)
Według mnie sprawa kluczowa w kwestii mówienia. Jest grupa 10 osób. Andrzej i Michał, mimo że wyniki testów wcale na to nie wskazują, mówią najwięcej i najbardziej składnie, nie zawsze gramatycznie, ale zawsze wiem o co im chodzi. Marta, która wynikami testów sprawdzających oscyluje zazwyczaj w granicach 90% myśli długo nad każdym słowem, jak kończy zdanie to nikt już nie pamięta od czego zaczęła. Reszta radzi sobie mniej więcej. Przed wakacjami, po ostatnich zajęciach idziemy razem na piwo, pierwszy raz widzimy się poza szkoła, pełen relaks. Co się okazuje? Jest dokładnie tak samo jak w klasie. Andrzej i Michał prześcigają się w opowiadaniu dowcipów, perorują głośno na różne tematy, pozostali dołączają się do rozmowy kiedy tamci zaczerpują oddechu. Marta nie mówi nic, chyba, że bezpośrednio zapytana. Konkluzja? Nie przeskoczy się pewnych ograniczeń, które mamy w sobie ale zdanie sobie sprawy, że w ogóle istnieją to początek pozytywnych zmian. Jak zaczęłyśmy z Martą przygodę z angielskim, po mniej więcej trzech miesiącach powiedziała mi, że nie widzi postępów w mówieniu i chyba będzie zmieniać szkoły. Od tego momentu minęło już trochę czasu, widujemy się regularnie, ze mną po roku zaczęła rozmawiać swobodniej, a teraz wie, że musi wrócić do grupy i spróbować swoich sił w szerszym gronie jeszcze raz. Żeby powoli przesuwać dalej te ograniczenia, które z nauką języka nie mają nic wspólnego, a jednak dla sukcesu w tym nauczaniu są tak istotne.

3. Anxiety (obawy)
Każdy nauczyciel ma takie momenty, że zadaję pytanie w stronę klasy a tu cisza. Część nie wie, części nie chce się odpowiedzieć, część się wstydzi. I co tu teraz?  Jeśli taka sytuacja powtarza się za często, ewidentnie coś jest nie tak. Podobno środowisko, w którym człowiek najszybciej przyswaja nowe rzeczy to takie, w którym stopień jakiegokolwiek dyskomfortu wynosi 0. Jak wzrasta obawa, pojawiają się mechanizmy obronne i proces nauczania staje się po prostu niemożliwy. Pewnie, że większy lub mniejszy test tu i ówdzie  jest również doskonałym narzędziem, ale w sytuacji codziennej, jako nauczyciel zawsze dążę do tego, żeby lekcja miała charakter spotkania towarzyskiego. To jest mój główny argument w kwestii przewagi lekcji grupowych. Nie interakcja - nauczyciel zadaje pytania  a uczeń odpowiada, tylko rozmowa z drugim uczniem na podobnym poziomie na interesujący temat - rozumienie i reagowanie - to według mnie kamień milowy w nauce języka. Brakuje słów, wiadomo, to może spróbować inaczej, a nauczyciel zaraz pomoże się wysłowić i rozmowa pójdzie naprzód. Moja ulubiona mądrość, nie pamiętam czyjego autorstwa - stworzyć na lekcji taką sytuację, żeby uczeń musiał albo bardzo chciał coś powiedzieć, i dopiero w tym momencie dać mu środki wyrazu do tej wypowiedzi. Wtedy trudniej zapomnieć.

Dla nauczycieli lub każdego zainteresowanego nauką języka (B1 +), polecam:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz